Szlakiem przelanej krwi - Horytnica

Czołem!

Ja wiem, ostatnio nic nie pojawiało się na blogu, niestety klasa maturalna wymaga zaangażowania. Jednak coś takiego jak nowa płyta Horytnicy nie mogło ujść mojej uwadze. Dziwi mnie tylko tak małe zainteresowanie wokół tego krążka, ale od początku.
Horytnicą i jej twórczością zainteresowałam się, jak miałam może 12 lat. Z przyjemnością wtedy słuchałam na YouTubie ich kawałków, a jako że moi rodzice nie przepadają za tym typem muzyki, to nawet nie śmiałam ich prosić o płytę.
Gdy w ostatnie wakacje, niejako na 18 urodziny dostałam od przyjaciela kolorowy winyl „Głos Patriotów”, to byłam w siódmym niebie. 
Przy okazji współpracy z Heroicą przy jednym z jej materiałów, miałam okazję poznać tekściarza Horytnicy. To było dla mnie ciekawe doświadczenie, bo większość tekstów znałam na pamięć (chyba każdą piosenkę przesłuchałam co najmniej 20 razy). W luźniej rozmowie z nim już w wakacje dowiedziałam się o planach nowej płyty. Stwierdziłam, że tę płytę już muszę mieć na własnej półce.
Z niecierpliwością wypatrywałam każdej informacji pojawiającej się na stronie zespołu, a tego samego dnia, gdy ogłosili, że płyta jest już dostępna w sprzedaży, złożyłam zamówienie. No i najgorszy okres wyglądania listonosza.
Minęły Święta, a ja korzystając jeszcze z wolnego czasu, który miałam przed wyjazdem do Poznania (relację z niego wrzucę później) siedziałam w domu. Gdy zadzwonił domofon, od razu się zerwałam, a gdy zobaczyłam jakiego formatu paczkę trzyma listonosz, wiedziałam już, że to jest moja płyta. Po pokwitowaniu od razu włożyłam płytę do odtwarzacza.
Jako że mój tata ma drobnego fizia na punkcie dobrego odtwarzania muzyki, to zgromadził już trochę sprzętu specjalistycznego do tego. Ja nie narzekam na to, tylko uczę się i z przyjemnością korzystam. Gdy z głośników popłynęły pierwsze dźwięki intra, byłam pewna, że warto było czekać.
Kiedy pierwszy raz w ogóle słuchałam Horytnicy, stwierdziłam, że pasuje do niej określenie „rycerska".  W jej muzyce jest coś, co odróżnia ją od innych zespołów rockowych. Niepowtarzalne brzmienie.
Na całej płycie chyba jest tylko jeden utwór, który mi nie przypasował od razu, ale cała reszta trzyma bardzo wysoki poziom. Ciężko było mi wybrać faworyta, bo i „Krew płynie po szablach” i „Polska Walcząca” i „Wizna” bardzo mi się podobają, o 'Płowcach” i „Chocimiu” nie wspominając. Gdy od „Wojsława” dowiedziałam się, że będzie utwór o tytule „Pod wiatr”, byłam pewna, że chodzi o zawołanie wcześniej księcia, a później króla Władysława Łokietka. Tak to jest, gdy się naczytało wcześniej książek Elżbiety Cherezińskiej.
Pod względem muzycznym, chyba nic nie mogę muzykom zarzucić, bo słucha się naprawdę przyjemnie. Po okresie ciszy nie stracili nic ze swojego dawnego brzmienia, a nawet jeśli to możliwe to poprawili je.
Wybór kawałków promujących płytę, też był trafiony, choć może zamiast „Wawelberga”, ciekawszą propozycją byłyby „Płowce”, ale to tylko luźne spostrzeżenie.
Podsumowując, Horytnica wykonała kawał dobrej roboty tą płytą. Jedynie serce boli mnie i pewnie większość miłośników tego zespołu, że nie będziemy mogli usłyszeć tych kawałków w wersji koncertowej.


Jagoda

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiersz #9 Spacer

"Zanamię na potylicy"- Rafał Konik

Tacy Sami cz.11