"Nocne Spotkanie"
Czołem!
Zgodnie z obietnicą wrzucam całość opowiadania. A że jestem w dobrym humorze dostaniecie dziś jeszcze jedno króciutkie opowiadanie i może jeszcze relację z zagaszenia ognia na kopcu Powstania Warszawskiego. :D
"Nocne Spotkanie"
Zapadał
październikowy wieczór. Drogami w okolicach Lublina jechał
samochód. Siedział w nim chłopak na oko dwudziestokilkuletni. Spod
płowej czupryny patrzyły bystro brązowe oczy, które utkwione były
w rozciągającej się przed nimi w drodze. Chłopak wiedział, że
ma tu gdzieś skręcić aby dojechać do domu kolegi.
Nucąc pod nosem
piosenkę ulubionego zespołu zastanawiał się czy niczego nie
zapomniał z domu. Po raz kolejny sprawdził listę rzeczy. Mundur
wojska polskiego wz. 36, jest. Rogatywka z orzełkiem, jest. Lniana
koszula, pas, ładownice, chlebak i szelki, są. Ciepły wełniany
sweter w razie czego też spakował. Ubrania cywilne na drogę
powrotną leżą na pewno na dnie plecaka, a przy nich piżama i te
najpotrzebniejsze rzeczy. Wszystko to leżało spakowane w plecaku
wojskowym na fotelu pasażera. W torbie opartej o fotel były
skórzane oficerki, które wczoraj pieczołowicie pastował. Czyli w
skrócie było wszystko to co przeciętny rekonstruktor powinien
wziąć na grupowy wyjazd.
Po niedługim
czasie skręcił w odpowiednią uliczkę i w oddali zamajaczyły mu
zabudowania. Dom kolegi łatwo było rozpoznać, bo był cały
rozświetlony, a na ganku wisiały dwie polskie flagi. Nie sposób
pomylić lub przeoczyć.
- Serwus Rafał!-
przywitał gospodarza, który akurat stał na tarasie wychodzącym na
ogród, gdzie rozpalono już ognisko.
- O! Cześć Antek!
Dobrze, że jesteś.- odpowiedział radośnie Rafał. -Chodź no
tutaj. Część grupy już przyjechała i siedzi przy ognisku. Idź
do nich przywitać się, tylko uważaj na sadzawkę. Podobno ktoś
już dzisiaj prawie do niej wpadł.
-Jasne, będę
uważał-odpowiedział z uśmiechem chłopak.
Uważnie stawiając
kroki dotarł na mostek przerzucony nad wodą i dalej szedł już
spokojnie do głębszej części ogrodu, gdzie wesoło trzaskało
ognisko.
-Serwus ferajna!
Czołem panie majorze!- powitał całe towarzystwo zebrane przy
płomieniu.
Po przywitaniu się
z wszystkimi osobno, przysiadł przy ogniu i wsłuchał się w gwar
rozmów. Chłopcy gadali o broni, którą przywieźli, znaleźli,
kupili, lub kupić planują. Dziewczyny trajkotały między sobą o
wszystkim. O marszu, o strojach, o grupie i tak dalej. Mała część,
w tym głównie młodzież usiadła wokół żołnierza „Zapory”,
pana majora Zbigniewa Matysiaka i słuchała jego wspomnień.
-… I wiecie co?
Ten nasz komendant strasznie to wszystko przeżywał. Czy jest sens
dalej narażać chłopaków na śmierć. Potrafił wymknąć się
nocą z kwatery, aby połazić po polach i to przemyśleć…-
słuchał wspomnień chłopak, gdy zawołali go koledzy.
-Antek! Chodź tu,
sprawa jest.- krzykną któryś.- Sprawa odnośnie jutrzejszego
marszu, a właściwie naszej roli w nim…
Gadali długo, a
później rozmowa zeszła na inne tematy. Niezauważalnie godzina 20
zmieniła się w 24.
-Dobra ferajna!-
zaczął komendant przekrzykując towarzystwo. - Jutro wcześnie
wstajemy, a jest już 24. Macie jeszcze godzinę na ogarnięcie się
i spać.
Powoli wszyscy
zaczęli się zbierać. Zagaszono ognisko, pozbierano i poznoszono
rzeczy. Wszyscy poczęli szykować się do snu i na następny dzień.
Oprócz zwyczajowego oblężenia łazienki, wszystko przebiegło
bardzo sprawnie. Antek przezornie przygotował sobie mundur na jutro,
aby się trochę wyprostował przez noc. Obok postawił oficerki,
położył się i spróbował zasnąć.
***
Dawno
ucichły szmery rozmów, a Antek nie mógł zasnąć. Słychać już
było tylko ciche mamrotanie i posapywanie przez sen. Przewracał się
z boku na bok, lecz sen nie przychodził. „To na nic! Pójdę się
przejść” pomyślał. Jak postanowił, tak zrobił. Cichuteńko
ubrał się. Założył dżinsy, oficerki, a na koszulkę w której
spał nałożył bluzę od munduru, bo noc była jeszcze dosyć
ciepła. Wyszedł przez taras i spojrzał na ogród. Cały był
skąpany w blasku księżyca, który jasno świecił bo noc była
bezchmurna. Zszedł z tarasu i skierował swój krok ku pobliskiemu
zagajnikowi. Wszedł między drzewa i wsłuchał się w szum wiatru w
ich koronach. Wyobraził sobie jak musieli się czuć polscy
partyzanci, dla których szum ten był najlepszą kołysanką.
Niedługo później lasek skończył się i Antek chciał spojrzeć
na uśpiony dom… Ale domu nie było… Skołowany chłopak
przystaną. Nie było domu, ani sąsiednich zabudowań. „Co się
stało?” chciał krzyknąć. Zszokowany rozglądał się w około
dalej nie mogąc w to uwierzyć. Jak coś tak dużego, jak dom może
sobie ot tak zniknąć? Zdziwiony przysiadł na trawie. „ Co ja
teraz zrobię? Rafał, coś kiedyś wspominał o rzeczce niedaleko
nad którą stał domek. Przejdę się to może po drodze coś
wykombinuję, albo poproszę o pomoc rano.” Wstał i ruszył przed
siebie w kierunku, który kiedyś wskazał mu kolega.
Po
jakiś 10 minutach szybkiego marszu dotarł nad strumień. Usiadł
przy brzegu i popatrzył na wodę. „Co się stało? Jak to się
stało? Jak ja wrócę? Gdzie ja jestem? Teren się nie zmienił,
więc nadal jestem w okolicach Bełżyc. Chyba się przeniosłem w
czasie Tylko jak u licha?! Hmm, Rafał mówił, że za czasów
„Zapory” stał tu dom, no i faktycznie jest. Może jak nie uda mi
się wrócić to ci ludzie mi pomogą? Przecież mieszkał tu jeden z
żołnierzy „Zapory” i sam komendant tu bywał. Jak zobaczą
polski mundur, może mnie nie wydadzą.”
Siedział
tak i rozmyślał dopóki z tych rozmyślań nie wyrwał go głośny
plusk. „To nie mogła być ryba” pomyślał chłopak. Ktoś
musiał kopnąć kamień i ten wpadł do wody z dużą siłą.
Brzeg
porastały wysokie trawy, więc skulonego Antka nie było widać, a
on wszystko widział doskonale. Dyskretnie rozejrzał się dookoła.
Księżyc nadal jasno przyświecał, skutkiem czego wyraźnie
dostrzegł postać w mundurze kilka metrów dalej. „Kogo to
przygnało tutaj o tej porze?” zadał sobie w duchu pytanie.
Przyjrzał się tajemniczemu przybyszowi. W świetle księżyca
błysną orzełek w koronie, tak charakterystyczny dla partyzantów.
„A więc swój” odetchną z ulgą. Dostrzegł też, że mężczyzna
może być w mniej więcej jego wieku lub trochę starszy i ma
charakterystyczne wąsiki. Cała postać wydała się nagle bardzo
znajoma. „Skąd ja go znam? Gdzieś go już chyba widziałem, na
jakimś zdjęciu i to niedawno. Czekaj, no przecież. „Zapora”
miał takie wąsiki na tym zdjęciu z „Uskokiem”.” wydedukował
chłopak. Wymacał w kieszeni telefon i sprawdził bo pamiętał, że
miał to zdjęcie zapisane gdzieś zapisane. „Jak nic to on!”
wyszeptał cichuteńko, porównując ze zdjęciem. Uszczypną się w
ramię, sprawdzając czy to aby nie sen. Dość mocno zabolało, aż
chłopak sykną z bólu, a więc to nie sen.
-Kto tu
jest?!- nocną ciszę rozdarło pytanie. - Pokaż się! - po czym
dało się słyszeć charakterystyczny szczęk przeładowywanego
pistoletu.
Chłopak
poruszył się niespokojnie i ze strachem podniósł ręce tak, aby
pokazać, że nie ma broni. „Musiał mnie usłyszeć albo dostrzegł
poświatę ekranu.” pomyślał przestraszony chłopak.
-Proszę
nie strzelać.- powiedział Antek, któremu serce podeszło do
gardła, gdy zobaczył wycelowaną w siebie lufę pistoletu. To już
nie są żarty z kolegami, tylko broń załadowana ostrą amunicją.
-Kim
jesteś?- padło szorstkie pytanie.
-
J-jestem Antek, nie należę do żadnego oddziału, ja tu jestem
przypadkiem...- zaczął mówić chłopak.
-Co tu
robisz?- przerwało mu kolejne pytanie.
-Poszedłem
przejść się, pomyśleć, bo spać nie mogłem i znalazłem się
tu.-powiedział przerażony.
-Podobnie
jak ja.- dobiegł go cichy szept, a po chwili padło głośne
pytanie- Jak obszedłeś czujki?
-Nie
wiedziałem, że jakieś są. - bąkną.
-Mówisz,
że nie wiedziałeś? Przecież wiadomo, że teraz trzeba być
podwójnie czujnym. Ale skoro mówisz, że nie byłeś świadom to
powinni cię na którejś zatrzymać. Wszystko w promieniu 4 km
obstawione.
-Panie
komendancie, żeby tu dotrzeć zrobiłem maksymalnie 2
km.-odpowiedział chłopak
-Skąd
przypuszczenie, że jestem komendantem? Może jestem tylko szeregowym
żołnierzem?- próbował go zmylić tamten.
-Pan?
Przecież odkąd przybył pan z Anglii do kraju, kierował pan jakimś
oddziałem, a niedługo później dostał pan awans na komendanta.-
odparł chłopak i po chwili zrozumiał, że dał się popuścić.
- A
więc jesteś szpiegiem, skoro tyle wiesz.
-Nie,
panie „Zapora”. Ja nie jestem szpiegiem. Panie Hieronimie, ja tu
przypadkiem jestem, ogromnym przypadkiem- puściły chłopakowi
nerwy. Stanie na wprost lufy naładowanego pistoletu nie jest
najprzyjemniejsze.
- A
więc jeszcze znasz moje imię. Ciekawe, ciekawe. Co jeszcze wiesz?!
- Ma
pan stopień majora, pańskie nazwisko to Dekutowski. Jest pan
cichociemnym, pana rodzina mieszka w Tarnobrzegu, a pan pisze
wiersze, tylko, że je pan niszczy zaraz po napisaniu. - wypalił
chłopak i zamkną oczy spodziewając się najgorszego i nasłuchując
wystrzału.
- UB aż
tyle nie wie, nie może wiedzieć. Na pewno nie o wierszach. Ale
nadal nie wiem skąd jesteś i co cię tu przywiało. I skąd tyle
wiesz?- powiedział spokojniej, chowając pistolet do kabury.-O co ci
chodzi z tym przypadkiem?
-Jestem
z Warszawy. Skoro rozmawiam z panem w tym miejscu, to znaczy że
urodzę się za jakieś pół wieku. Przyjechałem tutaj do kolegi na
marsz upamiętniający pana i pański oddział. Wiem tyle z książek
o panu i pańskim oddziale. Nie mogłem spać, więc poszedłem
przejść się i w niewiadomy dla mnie sposób przeniosłem się w
czasie. - powiedział, stwierdziwszy, że i tak nie ma nic do
stracenia mówiąc jak było.
- A
masz jakiś dowód na to? - zapytał go komendant, patrząc jak na
szaleńca.
Antek
zaczął przeszukiwać kieszenie. Jak na złość niczego godnego
uwagi nie było, nawet grosika. Zaraz, przecież miał telefon, a na
tapecie zdjęcie „Zapory” i jest tam dzisiejsza data.
-Proszę-
powiedział chłopak, podając odblokowany telefon.- Jest tu data,
która była gdy opuściłem dom kolegi.
- Jak
to październik 2016?! I skąd ty masz to zdjęcie, przecież zaufany
człowiek je robił i niewielu ma odbitki. Co to za urządzenie?-
posypały się pytania.
-To
jest telefon komórkowy, zdjęcie jest dostępne w takiej ogromnej
składnicy informacji do której każdy ma dostęp dzięki takiemu
urządzeniu.
Ale na
razie w pana czasach, jeszcze nie rozpoczęły się prace nad tym
nawet.- starał się sensownie odpowiedzieć.
-Przyjmijmy,
że mówisz prawdę. W takim razie skąd masz przedwojenny mundur?
-Razem
ze znajomymi odtwarzamy historię. Zakładamy mundury dawnych
polskich jednostek i rekonstruujemy bitwy i zdarzenia, ale w znacznie
mniejszej formie. Na przykład w kwietniu odtwarzaliśmy bitwę pod
Krężnicą Okrągłą. Wyznajemy te same wartości co ci, którzy
oddali życie za wolną Polskę. - odpowiedział chłopak.
- A
więc na dobrego rozmówcę trafiłem. - uśmiechną się „Zapora”
- Miło mi, że ktoś kiedyś będzie odtwarzał bitwy mojego
oddziału. Czy to oznacza , że dalsza walka i narażanie życia
chłopaków ma sens?
- Ma,
aczkolwiek jeszcze trochę czasu minie zanim wyjdą stąd Sowieci. Po
was walkę przejmą kolejni. Ja już urodziłem się w wolnej Polsce,
ale niewielu z ludzi, którzy walczyli jak pan, doczekało tego
momentu.-odpowiedział z lekkim zawahaniem. Jednak w myślach prawie
krzyczał „Niewielu doczekało! Faktycznie on nie doczekał,
zwłaszcza że rok temu byłeś na jego państwowym pogrzebie, po tym
jak go ubecja zamordowała i ukryła ciało na prawie 70 lat! Nie
mogę nic pisnąć na ten temat, bo się załamie”.
-A co z
moimi żołnierzami? Przeżyją? No chyba tak, skoro tyle wiesz, kto
by ci tyle opowiedział jak nie moje chłopaki, co?- zapytał i zaraz
dopowiedział major.
-
Jasne, nawet z jednym wczoraj rozmawiałem i opowiadał mi o panu. -
powiedział ciesząc się że wczoraj słuchał wspomnień „Kowboja”.
- I
świetnie. Wiesz co? Można powiedzieć, że Bóg wysłuchał moich
próśb, przynajmniej częściowo. Może nie zwolnił mnie z
odpowiedzialności za oddział, ale przysłał mi ciebie, abyś
rozwiał część moich wątpliwości dotyczących dalszej walki.
Przepraszam za to powitanie z pistoletem, ale wiesz czasy
niespokojne, nie wiadomo kogo można spotkać po nocy. Teraz widzę,
żeś swój chłopak.- starał się zmienić temat cichociemny.- Coś
taki speszony i przestraszony?
„Uff
nie drąży tematu” odetchną z ulgą Antek rad, że nie wymskło
mu się nic o pogrzebie i przyszłości czekającej jego rozmówcę.
-Wie
pan, dla mnie jest pan postacią prawie legendarną. Mówią, że
jest pan wzorem pan wzorem odwagi, honoru, męstwa itd. Stawia się
pana za wzór. Ogólnie panuje opinia, że był pan niesamowity. I
jak zdałem sobie sprawę, kogo spotkałem, byłem ogromnie zdziwiony
i sam fakt spotkania mnie przestraszył, a co dopiero lufa pańskiego
pistoletu wymierzona we mnie-wyznał chłopak.
-Ja niesamowity?
Odważny? Stawiany za wzór? Przesadzasz. Gdzie ja się nadaję na
wzór. Mam więcej wątpliwości, niż wiary. Z chęcią bym to komuś
oddał, zamienił bym się. Za dużo tego dla jednej osoby. Ta cała
odpowiedzialność za życie podległych tobie żołnierzy , którzy
bezgranicznie tobie ufają. A potem ogromne wyrzuty sumienia, gdy
któryś w boju padnie wykonując twój rozkaz. Czy żyłby nadal
gdybym go nie wydał lub wydałbym inny?- „Zapora” spuścił
głowę i wpatrzył się w przepływającą wodę. - Za Niemca było
prościej. Znacznie prościej. Wiedziałeś gdzie przyjaciel, a gdzie
wróg. Widziałeś wehrmachtowca albo ssmana i jedyną myślą było
unieszkodliwienie go. A teraz? My Polacy i tamci Polacy. Gdy widzisz
ubeka zastanawiasz się czy robi to z przekonania, czy go do tego
zmusili. Czy człowiek, którego masz na celowniku jest zmorą
więźniów, oraz ma niewinną krew na rękach. A może stara się
ulżyć więzionym, nie bije i podrzuca dodatkowe jedzenie? Więc nie
wiesz, strzelać czy nie.-ciągną major.
Antek spojrzał na
rzekę, a potem na twarz swojego rozmówcy. Księżyc i gwiazdy
oświetlały ją i można było rozpoznać uczucia targające trochę
starszym chłopakiem. Przecież, on jest tylko rok czy dwa lata
młodszy od Hieronima. Czy on dałby radę? Wyraźnie widział
bezsilny gniew, żal i zwątpienie w oczach cichociemnego.
- Walka ma sens, gdy
walczy się o coś co się kocha, a jak coś się kocha to jest się
za to odpowiedzialny. Pan kocha swoją ojczyznę i swój
oddział.-powiedział chłopak nieświadomie powtarzając słowa
wypowiedziane przez ojca „Robaka”, zakonnika z Radecznicy.
„Zapora”
spojrzał na niego uważnym wzrokiem, a gdy rekonstruktor zauważył
to, uśmiechną się i dodał.
-Niech pan spojrzy w
gwiazdy. Pewnie stamtąd, z nieba spoglądają pańscy żołnierze i
śmieją się razem, bo wiedzą, że nie zginęli na próżno, bo
wierzyli w cel walki. Bo w pana wierzyli. Nikt nie jest nieomylny i w
naszej historii było wiele pomyłek, ale dzięki tym pomyłkom
Polska jest taka jaką znamy i kochamy. Może bez walki, którą
podjął pan i inni panu podobni, Polska odrodziłaby się inna. Może
lepsza, może gorsza, ale ta którą poznałem pamięta o waszej
walce i jest za nią wdzięczna.
Stali tak w
milczeniu przez jakiś czas wpatrując się w rozgwieżdżone niebo i
słuchając szumu wiatru oraz plusku wody. Niedługo potem doszły
ich odgłosy krzątaniny i pokrzykiwania z nieodległych zabudowań.
-A więc już
odkryli, że znów im zwiałem na spacer. Już biegną w tę stronę
. Coraz szybciej
reagują i nie mogę w spokoju pomyśleć. Właśni żołnierze mnie
ścigają. - powiedział „Zapora” uśmiechając się w stronę
nadbiegających postaci.
Kilka minut później
dobiegło do nich trzech żołnierzy. Mimo pokonanego dystansu nawet
nie złapali oddechu tylko od razu wycelowali w Antka.
-Ręce do góry! Ale
już! Co tu robisz?! Gadaj!- zaraz żołnierze zaczęli pokrzykiwać
na chłopaka.
Zszokowany chłopak,
widząc już drugi raz w ciągu półtorej godziny wycelowane w
siebie lufy karabinów i peemów, posłusznie podniósł ręce i
począł nieskładnie odpowiadać na pytania. Z pomocą mu pośpieszył
„Zapora”.
-Spokojnie chłopcy,
przecież to przyjaciel, nie widzicie że ma polski mundur? Gdyby
miał złe zamiary, leżałby tu trup, albo mój, albo jego.
Zobaczcie nawet nie ma przy sobie broni. To swój chłopak i pomógł
mi rozmową. Przeproście kolegę za tak szorstkie powitanie.-
powiedział łagodnie.
-Skoro tak pan
komendant każe. Opuśćcie broń. -zaczął mówić jeden z
żołnierzy, najwyraźniej dowódca patrolu.- To z jakiego oddziału
jesteś kolego? I jak przedostałeś się przez warty? Każda szosa w
promieniu 4 km jest obstawiona, nikt w mundurze nie przejdzie bez
naszej wiedzy.
-Kolega to Antek.
Nie przeszedł przez wasze warty bo mieszka niedaleko. Mundur ma bo
pewnie od ojca albo brata z szafy wygrzebał.- uratował go znów
cichociemny.- Chcieliśmy jeszcze porozmawiać, ale skoro jesteście
to pewnie nic już z tego nie będzie. A więc co chłopcy? Wracamy
na kwaterę?
-Jak pan komendant
każe.- odpowiedział patrolowy.
-Dziękuję za
rozmowę panie majorze.- powiedział chłopak stając na baczność
przed skoczkiem.
-Spocznij i nie
dziękuj, bo to ja ci muszę bardzo podziękować.-powiedział kładąc
mu rękę na ramieniu.- Na kwaterę marsz.-rzucił do patrolu.
Patrol poszedł
przodem, a „Zapora” trochę za nimi. Jeszcze odwrócił się ,
uśmiechną i uniósł rękę w geście pozdrowienia i pożegnania.
Chłopak odwzajemnił pozdrowienie.
„Oni już idą,
ale jak ja wrócę do siebie?” Pomyślał i uśmiech mu zrzedł.
„Ehh…. Nie pozostaje mi nic innego ja spróbować wrócić po
własnych śladach. Może się uda.”. Odwrócił się i poszedł w
soją stronę nucąc cicho pierwszą partyzancką piosenkę jaka mu
przyszła na myśl. Myślami jednak wracał ciągle do rozmowy, którą
niedawno prowadził z jednym z Niezłomnych.
Gdy staną przed
zagajnikiem ogarną go niepokój, a co jeśli się nie uda? Co wtedy
zrobi? „Może mnie wtedy „Zapora” przyjemnie do oddziału. Ale
jednak wolę spróbować wrócić.”. Z obawą wszedł między
drzewa, lecz szum wiatru w koronach ukoił jego nerwy. Wracał tak
samo zasłuchany w ten szum.
Gdy przerzedziło
się dostrzegł bryłę domu. „Jest! Jestem u siebie.” ucieszył
się Antek, że ta dziwna przygoda się skończyła.
Wszedł na taras i
przycupną na schodach. Czy to wszystko naprawdę się zdarzyło?
Stwierdził że tak. Raz, on by czegoś takiego nie wymyślił. Dwa,
trochę błota znad rzeki miał nadal na oficerkach. Wszedł do domu
i położył się spać. Tym razem nie miał już z tym problemów.
***
-Antek!
Antek! Wstawaj śpiochu!- Obudziły go krzyki i potrząsanie.
-Już
wstaję, już wstaję. Daj spokój.- powiedział zaspany i zwlókł
się z posłania.
Usiadł,
przetarł oczy i rozejrzał się dookoła. Sądząc po ruchu, ogólna
pobudka była jakieś półgodziny wcześniej. Kilka dziewczyn
krzątało się po kuchni, a asystowały im trzy koniczyny. Ktoś
siedział popijając kawę. Kilku chłopaków sprawdzało broń.
Przeciągną się i włączył w wir przygotowań, ale ciągle
rozmyślał nad nocnym spotkaniem. Przy śniadaniu usiadł obok
„Kowboja” i zapytał.
-Panie
majorze, wczoraj mówił pan że „Zapora” wątpił w sens dalszej
walki- zagadną chłopak, choć wiedział to od samego „Zapory”.
-Faktycznie,
po ‘45 coraz częściej nad tym rozmyślał nad tym. Pewnego ranka
„Stary” obudził się cały w skowronkach i pełen wiary w dalszą
walkę. Cieszyliśmy się bo skoro komendant wierzy, to wszystko się
uda. Cały oddział miał lepszy humor, tylko żeśmy się
zastanawiali co tak podbudowało „Starego”. Kilku chłopaków co
go pilnowali opowiadało, ze jak to on miał w zwyczaju, wymkną się
na pole pewnej nocy i spotkał tam kogoś. Jakiegoś chłopaka w
oficerkach, dziwnych spodniach i bluzie od munduru…
Koniec
Komentarze
Prześlij komentarz